Dzisiaj wybory, a ja po raz kolejny, jak zresztą połowa Polaków, mam dylemat, czy głosować. Nie dlatego że nie wiem na kogo. Nie głosuję (zwykle) dlatego, że nie mam poczucia jakiegokolwiek wpływu na ostateczny wynik wyborów. W świetle milionów oddanych głosów mój pojedynczy znaczy tyle co nic. Absolutnie nic.
Jedyna sytuacja, w której pojedynczy głos miałby o czymkolwiek zadecydować, to ta, w której różnica głosów zaważyłaby o przyznaniu mandatu danej partii. Prawdopodobieństwo, że tak miałoby się stać, są takie jak to, że miałbym kiedykolwiek porzucić swoje marzenia o napisaniu powieści lub wyjeździe do Stanów. Czyli żadne.
„Tak jak ty mówią wszyscy”
Gdy wyjaśniam to innym osobom, słyszę nieustannie ten sam argument: „Tak jak ty stwierdziła połowa Polaków i też nie poszła głosować”.
Jasne i ja się z tym zgadzam! Tylko co to zmienia? Jeśli miałbym jutro pójść na wybory, to czy cokolwiek to zmieni? Czy sprawi to, że inni się tam wybiorą? No nie! Każdy z nas odpowiada za siebie i ma co najwyżej pośredni wpływ na grono najbliższych osób. Mogę namówić na głosowanie żonę, rodziców (choć ich akurat nie trzeba), rodzeństwo, znajomych. OK, mogę w ten sposób przyczynić się do zwiększenia frekwencji o kilka–kilkanaście głosów. I to wszystko. To nadal nie będzie miało znaczenia na wyniki wyborów.
Przymus wyborczy – antidotum na niską frekwencję?
Zaskakujące jest to, że na przestrzeni ponad 25 lat demokracji nie podjęto w debacie publicznej dyskusji o tym, by wprowadzić przymus wyborczy. Nakaz głosowania obowiązywał dawniej w wielu krajach, a nawet obecnie funkcjonuje w ponad 30 państwach na świecie.
W Europie przymus wyborczy obowiązuje w Belgii, Luksemburgu, Liechtensteinie, na Cyprze i w Grecji oraz Turcji, a w ograniczonym zakresie – także w Szwajcarii i Austrii. Podobno także we Włoszech, ale tam chyba nie ma żadnych konsekwencji za nieoddanie głosu. Przymus wyborczy jest dość powszechny w Ameryce Południowej (Brazylia, Argentyna, Peru, Chile, Boliwia), obowiązuje również w Australii i Singapurze. Co ciekawe, trudno uchwycić wspólny mianownik dla krajów, które zdecydowały się wprowadzić przymus wyborczy. Z jednej strony stosują go demokratyczne kraje europejskie, a z drugiej – autorytarny Singapur.
O ile sam mam poglądy mocno liberalne i jestem za rozsądnym poszerzaniem swobód obywatelskich, o tyle w tym wypadku ingerencja w wolność Polaków i wprowadzenie przymusu wyborczego wydają mi się uzasadnione. Nie mam na myśli zmuszania do oddania głosu na wybraną partię – należałoby wprowadzić możliwość niezagłosowania na nikogo. Przymus wyborczy miałby podnieść frekwencję i doprowadzić do tego, że wybrana władza faktycznie byłaby wyborem wszystkich Polaków, a nie tylko połowy z nich.
Przymus wyborczy – ale po co?
Czemu przymus wyborczy wydaje mi się istotny? Spotkałem się z opiniami, że nie przysłużyłby się on mniejszym partiom, które mają stabilny elektorat, takim jak choćby kolejne partie Janusza Korwin-Mikkego (nie ukrywam, że jeśli już głosuję, to oddaję głos właśnie na niego). Rzecz w tym, że mam odmienne wrażenie.
Nie głosuję właśnie z poczucia tego, że mniejsze partie i tak zwykle stoją na straconej pozycji. Korwin od ćwierć wieku próbuje coś zdziałać, a co wybory uzyskuje podobny, kilkuprocentowy wynik. Gdybym wiedział, że wszyscy głosujemy i głos na Korwina oddadzą również wszystkie inne szajbusy takie jak ja, z dumą i przekonaniem spełniałbym swój obywatelski obowiązek.
Sankcje za nieprzestrzeganie przymusu wyborczego
Jest jeszcze kwestia sankcji za niezastosowanie się do przymusu. O ile wiem, w większości krajów jest to grzywna, a gdzieniegdzie podobno nawet więzienie.
Pojawiały się jednak i pomysły odwrotne – brytyjskie media przeprowadziły symulację, która pokazała, że w przypadku premii o wartości 10 funtów na wybory poszłoby 83% uprawnionych, 20 funtów zachęciłoby już 91% Brytyjczyków, a 50 funtów doprowadziłoby do frekwencji na poziomie… 120% (ludzie byliby skłonni zagłosować wielokrotnie…).
A co Wy sądzicie o pomyśle na wprowadzenie przymusu wyborczego? Nie chcę wywoływać dyskusji politycznych, bo nie w tym rzecz, ale zastanawiam się, na ile przymus wyborczy mógłby odmienić polską scenę polityczną i czemu w zasadzie nie podejmuje się dyskusji na ten temat w polskiej polityce. Od lat narzekamy na niską frekwencję, czemu więc nie sięgnąć wreszcie po bardziej radykalne działania, które by to zmieniły?
Dodaj komentarz